W argumentacji, za pomocą której broni się tego stylu zarządzania, wskazuje się najczęściej na konieczność troski o dobro dzieci oraz na konieczność ujednolicenia norm wymagań w zakresie wykształcenia. Żaden z tych argumentów nie jest przekonujący. Nie ma powodu, aby sądzić, iż dobro dziecka może być chronione jedynie na szczeblu centralnym; nie ma powodu odnosić się tak nieufnie do wszystkich innych szczebli drabiny administracyjnej, a zwłaszcza do samych pracowników oświatowych, w których rękach znajduje się los dzieci i młodzieży. Jest bardzo wątpliwe, by zwiększenie marginesu swobody i inicjatywy władz terenowych, związkowych, zespołów nauczycielskich miało prowadzić do jakichkolwiek szkód wychowawczych. Natomiast szkody takie powstają, gdy nauczyciele i pracownicy oświatowi stają się w coraz większej mierze tylko funkcjonariuszami oświatowej administracji, wykonującymi zalecenia. Jest rzeczą bardzo niepokojącą, że zwłaszcza w ostatnich” czasach osłabła intensywność inicjatywy nauczycielskiej zarówno indywidualnej, jak i związkowej. I gdy przywiązujemy taką wagę do rozwijania samorządu robotniczego, nie widać słusznych powodów, dla których nie podejmujemy akcji zmierzającej do stworzenia analogicznych form samorządu nauczycielskiego; musiałyby one oczywiście uwzględniać swoiste wymagania i potrzeby tej dziedziny życia Społecznego, ale miałyby poważne zadania do spełnienia. Szkoła bowiem w stopniu jeszcze większym niż fabryka jest placówką działalności żywych ludzi, a nie tylko przedmiotem administrowania.