Po pierwsze, pewien stopień jednolitości wykształcenia urzeczywistniony jest bez żadnych szczególnych wysiłków administracji oświatowej jako następstwo określonego stanu wiedzy i określonych wymagań zawodowych. Szkolnictwo angielskie, jak wiadomo, nie posiada programów nauczania, a mimo to treść i zakres tego, czego się uczy w różnych szkołach angielskich, są dość podobne. Szczególna zaś troskliwość administracji oświatowej o jednolitość wymagań programowych i dydaktycznych przynosi więcej strat niż korzyści. Nie wydaje się nam dziś ideałem taka organizacja, dzięki której austriacki minister oświaty mógł patrząc na kalendarz i zegarek stwierdzić, iż właśnie teraz, o tej godzinie, we wszystkich gimnazjach cesarstwa przerabiany jest oznaczony tekst Cezara. Po wtóre, ujednolicenie wykształcenia ma sens tylko w pewnej mierze. Można wątpić, czy rzeczywiście programy nauczania w szkole ogólnokształcącej muszą być jednakowe dla całej młodzieży uczęszczającej do tej szkoły; można wątpić, czy konieczny jest jeden i ten sam podręcznik dla wszystkich. W obu tych zakresach nawet dość znaczne zróżnicowanie jest pożyteczne; zazwyczaj pozwala ono na lepsze dostosowanie nauczania do konkretnych warunków, na zwiększenie dydaktycznej inicjatywy zarówno nauczycieli, jak i autorów podręczników. Problem różnicowania pracy szkół jest, oczywiście, bardzo złożonym problemem. Jest jasne, iż jego rozwiązanie nie może naruszać podstawowej zasady demokratycznej jednolitości szkolnictwa, nie może prowadzić do stabilizowania jakościowych różnic między szkołami tego samego stopnia i typu. Jest jednak również rzeczą zupełnie jasną, iż w warunkach pracy różnych sz;kół istnieją i będą istnieć różnice, które bywają niekiedy bardzo poważne. Nie ma powodu, aby w takich sytuacjach nie różnicować w określony sposób zadań i obowiązków.